Ta książka była tak skutecznie promowana, że moja ciekawość
przezwyciężyła niechęć do fantastyki i nie żałuję, że sięgnęłam po „Marsjanina”. Zapraszam na recenzję!
Mark Watney, uznany za martwego przez resztę swojej załogi,
został przez nich pozostawiony na Marsie, gdy musieli w pospiechu ewakuować się
z planety. Przypadek sprawił, że przeżył wypadek, choć jego skafander został
uszkodzony. Zdołał dotrzeć do Huba, bazy i tam rozpoczął walkę o przetrwanie.
Uszkodzona antena nie pozwalała na kontakt z Ziemią, mężczyzna był zdany na
własne siły, sam na obcej planecie. Powoli zaczął realizować plan, który
pomógłby mu przetrwać na Marsie do przylotu następnej misji, czyli 4 lata. Miał
niewiele szans na powrót na Ziemię, ale postanowił wykorzystać je wszystkie,
nie czekając bezczynnie na śmierć.
Na
początku trochę sceptycznie podeszłam do tej powieści. Jak człowiek mógłby
przeżyć na Marsie? A jednak, z każdą kolejną przeczytaną stroną, zaczęłam
wierzyć w tę historię. Doskonale zaopatrzona baza pozwoliła Markowi utrzymać
się przy życiu. Jako botanik znał się na uprawie roślin. Książki, filmy i muzyka zabrane przez załogę na misję pozwoliły mu czasem oderwać się od ciężkiej rzeczywistości. Powoli zaczynałam mu
ufać bez zastrzeżeń, choć nie zawsze rozumiałam wszystko, o czym pisał (większa
część książki była dziennikiem prowadzonym przez Marka). Gdy do akcji (i
narracji) dołączyła NASA, a później załoga Marka, wiedziałam, że są jakieś
szanse, by mężczyzna wydostał się z tej planety.
Książka
jest pełna rozwiązań chemicznych i fizycznych, które ratują życie bohaterowi,
choć mnie prawie nic nie mówią (ciekawe, jak reagowałyby na tę historię osoby,
posiadające dużą wiedzę z tych dziedzin?). Na szczęście nie przeszkadzało mi to
w odbiorze, "Marsjanina" czytało się bardzo przyjemnie, czułam powiew świeżości, sięgając po inny niż zwykle gatunek literatury. Ale poza zadziwiającą
pomysłowością bohatera, bardziej imponował mi jego charakter. Sam na
nieprzyjaznej planecie, nie popadł w depresję, nie poddał się, nie użył zapasów
morfiny, by skończyć swój niepewny los. Choć nie miał dużej szansy na
przeżycie, on postanowił walczyć. Byłam bardzo ciekawa, czy mu się to uda i
zostanie uratowany.
Na
szczęście na Marsie obyło się bez żadnych obcych form życia, Mark musiał
walczyć jedynie ze swoimi słabościami i ograniczeniami technicznymi.
Usłyszałam, że „Marsjanin” jest trochę jak „Życie Pi”: niby wszystko logicznie
wytłumaczone i potencjalnie realne, a jednak jest świadomość, że historia nie
potoczyłaby się tak w rzeczywistości.
Chociaż,
kto wie...?
Książka bierze udział w wyzwaniach:
- Najpierw książka, potem film (polska premiera 27.11.2015)
- Klucznik (książka w książce: książki Agathy Christie)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz! :)