sobota, 20 września 2014

Marcin Ciszewski - Mróz

Usiądź wygodnie. Otul się kocem, do ręki weź gorącą herbatę. Kominek z rozgrzewającym woskiem też się przyda. Ale nie myśl, że czeka Cię lektura lekkiej, kobiecej książki, reklamowanej, jako "idealna na jesień". Nie! Przygotuj się na silny mróz, przenikający do szpiku kości i emocje, które rozpalą do czerwoności. Marcin Ciszewski w swoim zimowym kryminale "Mróz" wie, jak grać z czytelnikiem.



Za kilka dni Boże Narodzenie. Jakub Tyszkiewicz ze swoją grupą policjantów dostał zadanie: odnaleźć mordercę Wicherka. Najpierw znajdują pendrive, a na nim niepokojące prognozy meteorologiczne- za kilka dni nadejdzie gwałtowne ochłodzenie, katastrofa pogodowa, która przyniesie wiele ofiar. Czy raport Wicherka miał związek z jego zabójstwem? Dlaczego media milczą i nie ostrzegają przed ochłodzeniem?
Nagle grupa dochodzeniowa zostaje rozwiązana. Jednak policjanci nie przestają myśleć nad sprawą. Okazuje się, że pogoda to nie jedyny problem o zasięgu krajowym, równie poważny jest ten polityczny, do którego przyczynił się tajemniczy Strzelec. Kiedy zaczynają znikać osoby z ich najbliższego otoczenia, Tyszkiewicz wie, że musi wznowić śledztwo. Tylko nie spodziewa się, kto będzie chciał wspierać jego działania.

Opis fabuły brzmi może nieco enigmatycznie, nie chciałam zdradzać zbyt wiele szczegółów tej historii, ale zaufajcie mi - to kryminał, który warto przeczytać. Autor świetnie budował napięcie i urywał je, przechodząc do kolejnego wątku, pozostawiając mnie z wielkim znakiem zapytania, który często nie pozwalał odłożyć książki. Do końca nie odkrywał wszystkich kart, nie dawał pewności, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Stworzył bohaterów, którzy nie tylko byli świetnymi policjantami, ale także po prostu ludźmi. Ulegali emocjom, byli wrażliwi na cierpienia. Każda z postaci miała swój cel, konsekwentnie dążyła do jego realizacji, walcząc ze swoimi słabościami w coraz gorszych warunkach pogodowych, przy niewyobrażalnym mrozie.

Czytając opisy tej śnieżnej apokalipsy, zastanawiałam się, co ja bym zrobiła, gdzie szukała schronienia i cieszyłam się, że to tylko fikcja literacka. Która zresztą tak dobrze zadziałała na moją wyobraźnię, że nie żartowałam z tym kocem i herbatą, naprawdę były mi potrzebne.

"Było pusto. Miasto, o ile w prześwitach pomiędzy padającą skośnie zasłoną dało się cokolwiek zauważyć, wyglądało jak po przejściu moru. Pomimo tego, że była prawie dziesiąta rano, panował szarostalowy półmrok. Latarnie uliczne paliły się jeszcze, ale ich znaczenie sprowadzało się do czegoś w rodzaju latarni morskich - nie rozświetlały otoczenia, raczej tliły się jak żółtawe punkciki uszeregowane w prostą linię i wskazujące drogę." (str 258)

Choć często wspominam, że lubię kryminały, dopiero niedawno uświadomiłam sobie, że nigdy nie czytałam polskich, poza lekkimi Joanny Chmielewskiej. Cieszę się, że na pierwszy ogień wybrałam książkę Marcina Ciszewskiego (dzięki recenzjom Renaty na blogu Książkowe Czary-Mary, dziękuję:*). Spodobał mi się ten męski punkt widzenia, dużo działania, uczucie niepokoju, które wywoływała we mnie ta historia.Wątek polityczny - tak wiarygodny w świetle wydarzeń sprzed kilku lat. Jedynie zakończenie, po takim środku, wydało mi się zbyt spokojne, jak na moje pobudzone nerwy. Chciałam czegoś mocniejszego, chciałam jeszcze! Dlatego możecie być pewni, że na tym blogu znajdziecie w przyszłości recenzje innych książek tego autora:)

Książka bierze udział w wyzwaniach:
- Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
- Wyzwanie kryminalne

Wszystkie okładki pochodzą ze strony LubimyCzytac,pl

Pozostałe książki autora:
- Gliniarz
- Kruger. Szakal (premiera w październiku)
- Major
- Upał (Jakub Tyszkiewicz- tom 2)
- Wiatr (Jakub Tyszkiewicz- tom 3)
- www.1939.com.pl
- www.1940.waw.pl
- www.ru2012.pl








wtorek, 16 września 2014

Cecelia Ahern - Pamiętnik z przyszłości

Gdybyście mieli możliwość poznania przyszłości, skorzystalibyście z tej szansy? A gdyby poznana przyszłość Wam nie odpowiadała, zrobilibyście coś, żeby ją zmienić? Jeśli chcecie sprawdzić, jak wiedzę o przyszłości wykorzystywała bohaterka magicznej książki Cecelii Ahern "Pamiętnik z przyszłości"- zapraszam do zapoznania się z moją recenzją.



Kiedy ma się wszystko, nie docenia się niczego. Do takiego wniosku doszła Tamara Goodwin, kiedy po samobójstwie ojca i przejęciu majątku przez bank, musiała wraz z matką przenieść się do jej brata i jego żony na wieś. Szesnastolatka nie czuła się tam dobrze. Denerwowała ją nadopiekuńczość i tajemnice ciotki. I otępienie mamy. Nudziła się w tej małej, choć urokliwej wiosce, z ruinami zamku (przepraszam, z zamkiem). Dlatego chętnie nawiązywała kontakty ze wszystkimi (nielicznymi) osobami, które spotykała. Każda z nich wniosła coś do jej życia. Począwszy od Marcusa, obwoźnego bibliotekarza, dzięki któremu zdobywa tytułowy pamiętnik, poprzez siostrę Ignacjusz, po Weasleya. Kiedy dziewczyna postanawia odkryć tajemnice ciotki, nie spodziewa się, do czego to doprowadzi. Bo posiadanie pamiętnika, w którym opisany był jutrzejszy dzień, nie był najbardziej zaskakującą rzeczą, jaka jej się przytrafiła...

Po raz kolejny Cecelia Ahern świetnie trafiła w mój gust czytelniczy. Za pierwszym razem historią o sile miłości (moja recenzja książki "P.S. Kocham Cię"). Tym razem urokliwym krajobrazem oraz tajemnicą rodzinną. Oraz optymizmem promieniującym z kart tej książki, sprawiającym, że czytałam ją (poza niektórymi fragmentami) z uśmiechem na twarzy, bo tak właśnie działa magia. Choć akcja rozwijała się powoli, historia nie pozwalała się nudzić. A pod koniec nabrała takiego tempa, że nie mogłam odłożyć książki, dopóki jej nie skończyłam. Bohaterowie zmieniali się wraz z kolejnymi stronami. Na początku Tamara była rozpieszczoną nastolatką, dbającą tylko o siebie, którą niełatwo było polubić. Jednak tragedia, która ją dotknęła, nie pozostała bez wpływu na jej charakter, pozwoliła jej spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy i zrozumieć, co było złe. Zdziwiła mnie metamorfoza jeszcze jednej osoby, ale żeby zbyt wiele nie zdradzać, nie powiem Wam o kogo chodzi. Kto przeczytał, ten wie. Kto nie wie, niech przeczyta :D

W ten sposób dochodzimy do podsumowania. Bo jeśli jeszcze zastanawiacie się, czy przeczytać jakąś książkę Cecelii Ahern, to możecie przestać się zastanawiać, bo odpowiedź brzmi: TAK! :)


A jest w czym wybierać:
- Na końcu tęczy + EKRANIZACJA: "Love, Rosie" (w polskich kinach od 7 listopada!)
- Gdybyś mnie teraz zobaczył
- Kraina zwana Tutaj
- Dziękuję za wspomnienia
- Podarunek
- P.S. Kocham Cię {9/10} + EKRANIZACJA: "P.S. Kocham Cię"
- Sto imion
- Pora na życie
- Dziewczyna w lustrze
- Zakochać się






Książka bierze udział w wyzwaniach:
- Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
- Klucznik (sierpniowy- 2 w 1: literatura europejska, (wy)pożyczona)

wtorek, 9 września 2014

Książka w praktyce #1 - Joanna Chmielewska "Dwie głowy i jedna noga"

Joanna jedzie spotkać się z miłością swojego życia. Los nie pozwolił im być razem, kiedy się spotykali w przeciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, zawsze któreś z nich było w związku. Dlatego bohaterka jest podekscytowana, co jednak nie hamuje jej roztargnienia, przez które wybiera inną drogę, niż planowała. Trafia na wypadek, koło niej czołgała się kobieta, która przedstawiła się i kazała jej uciekać. Po drodze przegląda korespondencję i znajduje list do siebie, od Heleny, w którym ostrzega ją, że ktoś może chcieć ją zabić, za informacje, które posiada, a o których nie wie. Kiedy wreszcie dociera do Paryża ma dylemat, spotykać się z mężczyzną swojego życia, czy zająć głowami. A chwilowo ma dwie. Jedną swoją, której ucierpiała fryzura w czasie podróży, drugą (odciętą) kobiety w wypadku, którą ktoś podrzucił jej do bagażnika. Jakby tego było mało, ktoś zranił Joannę w nogę, dlatego zamiast jechać na wybrzeże Francji na wakacje, postanowiła wrócić do domu. I zastanowić się jakie informacje przypadkowo posiada i komu mogłaby zaszkodzić...


Zabawnych książek Joanny Chmielewskiej chyba nie muszę nikomu przedstawiać. Za to zaprezentuję Wam pewien fragment, który zmotywował mnie do zrobienia rzeczy, którą ciągle odkładałam na później. I nie chodzi mi o rozwiązanie zagadki kryminalnej, to odkładam na jeszcze później ;)

"Pogawędka o łysinach na bazie Miziutka wprawiła mnie w stan upojenia i rosnącą euforię, Ewa robiła wrażenie, jakby też ją to zachwyciło. Najwyraźniej w świecie Miziutek u wszystkich budził duże uczucia.
- A najpiękniejsze włosy należą zazwyczaj do najgłupszych kobiet - dołożyłam. - Oczywiście też dopuszczam wyjątki.
- Popieram twoje zdanie - potwierdziła Ewa. - Oni chyba mieli zdrowe poglądy, ci nasi przodkowie. Długie włosy, krótki rozum.
- Coś w tym jest, kierowali się zapewne doświadczeniem...? Dziwne tylko, że dłuższy rozum nie wskazywał i nie wskazuje rycyny.
- Co masz na myśli? - spytała Ewa nieufnie. - Nie wyrażając się, sraczka ma wpływ na włosy?
Zdziwiłam się ogromnie i zgorszyłam przeraźliwie.
- Jak to? Nie wiesz? Ty?! Myślałam, ze kto jak kto, ale ty rozeznanie powinnaś posiadać! Przecież jedyny na świecie produkt, który naprawdę działa pozytywnie na włosy, to rycyna!
- Do wewnątrz...?
- Oszalałaś?! Na wierzch!
- Na głowę...?
- No przecież nie na tyłek! I kolana tym sobie smarować nie będziesz! Na głowę, pomiędzy włosami! Skutkuje! Końska trochę kuracja i uciążliwa, ale za to jakie rezultaty! (...) Poświęcać jej należy jedyne trzy czwarte doby tygodniowo, mianowicie: przed myciem głowy nalewasz sobie trochę rycyny na spodeczek, spodeczek ustawiasz na filiżance z gorącą wodą, żeby rycyna była ciepła, bierzesz starą szczotkę do zębów...
- Mogę wziąć nową?
- Możesz. Rozdzielasz włoski co centymetr i w ten przedziałek wcierasz rycynę szczotką. Raz koło razu, cały łeb. Sama czujesz, jak ci się robi ciepło w głowę. Następnie okręcasz całość suchym ręcznikiem frotte, najlepiej wyjętym z brudów...
- A może być czysty?
- Może, ale go szkoda. I tak trzymasz najmarniej pięć godzin. Niechby nawet osiem, więcej idzie na straty. Następnie myjesz głowę normalnym szamponem, mocno ciepłą wodą, jedna przyjaciółka myła letnią i pyskowała, że jej się źle zmywa, jasne, letnią źle, musi być dobrze ciepła, nie ukrop, który ci zedrze skórę, ale porządnie ciepła. No dobrze, prawie gorąca, ale parzyć nie musi. Potem robisz, co ci się spodoba. I sama widzisz, pomyliłam się, wystarczy ćwierć doby, zasugerowałam się dawnymi czasami, kiedy nie było suszarek do włosów i osiem godzin z rycyną żądało drugich ośmiu na wysychanie. I tak co tydzień. Skutki pojawią się po trzech miesiącach, ale za to jakie...! Jeśli wytrzymasz przez rok, przez następne dwadzieścia lat budzisz okrzyki zachwytu i paroksyzmy zawiści.
Ewa słuchała z wielką uwagą, nie przerywając.
- Czegóż, do cholery, cała ludzkość tego nie stosuje?
- Z dwóch powodów, jak sądzę. Primo, spróbuj. Tydzień w tydzień kotłować się z tym smarowaniem, człowiek nie ma czasu, sił mu brakuje, tych ośmiu godzin nie ma z czego wydłubać i tak dalej. A secundo, może mniej ważne i tylko dla blondynek. Włosy do tego ciemnieją."


Skorzystałam z tego sposobu i wreszcie naolejowałam włosy! Nałożyłam olej rycynowy, trzymałam całą noc, rano zmyłam szamponem dla dzieci z Rossmanna. Po pierwszym stosowaniu nie ma efektów specjalnych (chociaż może włosy mam gładsze i mniej się przetłuszczają). Cieszę się, że wreszcie przełamałam moją niechęć do zatłuszczania włosów. Więcej na temat olejowania i dobierania oleju do swoich włosów znajdziecie na blogu Anwen


Korzystacie z porad czy przepisów zamieszczanych w książkach i stosowanych przez bohaterów?


W kolejnej odsłonie Książki w praktyce wypróbuję dla Was drinka :D

piątek, 5 września 2014

Priscille Sibley- Obietnica Gwiezdnego Pyłu

Spróbuj to sobie wyobrazić (choć kobietom może być trudniej). Masz żonę, którą kochasz nad życie i która już nigdy nie odzyska przytomności. Spełnisz jej wolę i nie pozwolisz jej egzystować jako warzywo? A co jeśli w tym momencie decydujesz nie tylko o jej życiu? Zapraszam na recenzję książki "Obietnica gwiezdnego pyłu" - Priscille Sibley, o trudnych moralnych i emocjonalnych dylematach.


"Była sobie kiedyś dziewczyna, która tak bardzo kochała gwiazdy, że poleciała rakietą..."  str 412

Elle była astronautą. Matt neurochirurgiem. Od dziecka się przyjaźnili, przez wiele lat kochali, aż wreszcie pobrali i przez kilka lat byli ze sobą szczęśliwi. Do pewnego tragicznego dnia...
 Wczoraj wieczorem leżeli na tarasie, wtuleni w siebie, szczęśliwi, oglądając spadające gwiazdy. Dziś wieczorem ona leży na szpitalnym łóżku, po skomplikowanej operacji, z uszkodzeniami mózgu, a on siedzi przy niej i próbuje pogodzić się z myślą, że nie pozostało nic innego, niż spełnić życzenie żony- odłączyć ją od urządzenia sztucznie podtrzymującego życie. Gdy wydaje się, ze nie ma już nadziei, okazuje się, że jest szansa na przeżycie. Ale nie dla jego żony, tylko dla ich dziecka, okazuje się bowiem, że kobieta jest w ciąży! Matt postanawia, że wbrew oświadczeniu życia Elle, nie pozwoli na odłączenie aparatury, dopóki dziecko się nie urodzi. Nie ma jednak wielu sprzymierzeńców. Jego matka i większość rodziny, uważają, że to nieludzkie użyć ciała kobiety jako inkubatora dla płodu, który ma zaledwie kilka tygodni. Zwłaszcza w tej sytuacji, kiedy Elle wyraźnie zastrzegła, że mają pozwolić jej umrzeć, bojąc się losu swojej matki, która powoli i w cierpieniu umierała na raka. Obie strony zatrudniają prawników i rozpoczyna się sądowa (i pozasądowa) walka o to, czy prawo matki do decydowania o swoim życiu jest ważniejsze niż prawo dziecka (płodu) do życia.

"W tamta noc- naszą ostatnią noc - leżeliśmy przepełnieni zachwytem, ponownie urzeczeni Perseidami, które przeistaczały pył kosmiczny we wstęgi światła." str 9

W sierpniu trafiałam na książki poruszające trudną tematykę i ta była jedną z nich. Jedne z pierwszych zdań o oglądaniu spadających gwiazd, sprawiło, że od razu poczułam emocjonalnie związana z bohaterami. Sama zawsze w sierpniu z chłopakiem czekam na Perseidy i są to dla mnie jedne z piękniejszych chwil w ciągu roku. Dlatego wydarzenia z następnych stron szczególnie mocno we mnie uderzyły. Całym sercem byłam po stronie Matta, razem z nim przeżywałam tę tragedię i zastanawiałam się, jak on sobie poradzi. Szczególnie, że co jakiś czas autorka pozwalała nam się przenieść do przeszłości i poznać miłosną historię tej pary.


Matt uważa, że wie, czego pragnęłaby jego żona w tej sytuacji. Choć wie, jak cierpiała jej matka, wierzy, że pragnienie urodzenia dziecka było silniejsze. Ale czy zdoła udowodnić to przed sądem? Jako neurochirurg musiał zdawać sobie sprawę, że Elle już nigdy się nie wybudzi. A jednak ciągle miał nadzieję, że stanie się cud.

"Powtórzyłem badanie neurologiczne. Nic poza tym się nie zmieniło. Nie było mowy o żadnym cudzie. A może jednak stał się cud- czeka i robi fikołki." str 285

Walka przed sądem o prawo do uratowania dziecka, czy inaczej wykorzystania ciała żony, budzi wiele kontrowersji. Kto ma prawo ocenić, co chciałaby osoba, która już nigdy nie odzyska świadomości? Czy zdanie męża może być ważniejsze od oświadczenia woli? Próbowałam się postawić w tej sytuacji. Pomijając nawet koszty opieki w szpitalu czy innym ośrodku, czy zgodziłabym się, aby utrzymywano mnie sztucznie (podkreślam, że sztucznie, bez aparatury bym nie przeżyła) przy życiu, żeby utrzymać ciążę? Nie wiem. Zresztą decyzja nie należałaby i tak do mnie (a może warto już teraz napisać oświadczenie woli? jak to działa w Polsce?). Jeśli nie czułabym bólu, nie miałabym nic przeciwko temu, żeby być żywym inkubatorem dla własnego dziecka, ale kto może to zagwarantować? Jednak czy samotny mężczyzna będący w żałobie będzie dobrym ojcem dla nowonarodzonego dziecka? Myślę i myślę i nadal nie wiem..

Trudne decyzje, trudne tematy do rozmyślań, wzbudzające bardzo wiele emocji. Naprawdę polecam tę książkę, udany debiut!

Książka bierze udział w wyzwaniach:
- Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (+3,1)
- Czytam opasłe tomiska (416 stron)
- Klucznik sierpniowy - (wy)pożyczona




"Odblask" ciągle czeka na osobę, która zabierze go w dalszą podróż ;) Szczegóły akcji "Podaj dalej, czyli książka w podróży" znajdziecie TUTAJ.



środa, 3 września 2014

Podsumowanie miesiąca

Jak zwykle zacznę od podsumowania książkowego, które wypadło słabiej niż miesiąc temu.
7 książek
2798 stron
19,8 centymetrów

Ale łącznie to już 60 książek i 157,5 cm. Także niedługo zakończę wyzwanie "Przeczytam tyle, ile mam wzrostu" :D

Nie liczby są na tym blogu najważniejsze, dlatego przedstawiam Wam listę książek przeczytanych w tym miesiącu:
Jodi Picoult i Cecelia Ahern, to dwa moje "pewniaki", dlatego co jakiś czas będą się pojawiać na blogu. Zostałam pozytywnie zaskoczona pierwszym tomem trylogii Millenium, mam nadzieję, że w najbliższym czasie, uda mi się ją przeczytać całą. O fenomenalnej książce Priscille Sibley przeczytacie tu już niedługo.

Książkę "Odblask" przeczytałam w ramach akcji "Podaj dalej, czyli książka w podróży". Jest ona ciągle do wzięcia, szczegóły TUTAJ.




Podsumowanie filmowe, wyjaśni choć trochę, dlaczego książek było mniej niż zwykle. Bo filmów było dużo więcej, choć nie zawsze najwyższych lotów. Cztery części American Pie w ramach powrotu do przeszłości z moim chłopakiem, planujemy jeszcze 2(albo 3?) kolejne, jeśli damy radę ;) Django - żałuję, że tak długo odkładałam obejrzenie tego filmu, trochę bałam się tych 3 godzin, ale było warto! Złamałam moją zasadę i obejrzałam film prawie od razu po przeczytaniu książki, jednak Dziewczyna z tatuażem jest bardzo dobrą produkcją i niepotrzebnie się obawiałam. 9 miesięcy wpadło przypadkiem, ale nie mogłam sobie darować oglądania młodego Hugh Granta ;) A Magia w blasku księżyca? Mnie oczarowała, nie tylko sama historia, ale także klimat epoki i nadmorskie krajobrazy :)


W tym miesiącu aktywnie w wyzwaniu "Najpierw książka, potem film" brały udział:
  • Plichcia (Czytelnia Kasi) -dodała 30 nowych tytułów i jedną recenzję do już istniejącego
  • Anna P. (W cieniu wyobraźni...) - dodała 2 nowe tytuły i jedną recenzję do już istniejącego
  • ensorcelee (My blueberry life) - dodałam 1 nowy tytuł i jedną recenzję do już istniejącego

 W ten sposób na liście są już 103 ekranizacje :)

A w ramach podsumowania sportowego (nadal nie ma się czym chwalić, raz rolki, 2 razy rower, hula hop, hip hop ABS i 2 razy zumba) przedstawiam Wam moją ulubioną (ostatnio) zumbową piosenkę z układem :D